Mój aktualny śpiwór jest do niczego. Duży, ciężki, nie do spakowania do tej torebki po orzeszkach, która była do niego załączona.
Kupiłem nowy śpiwór. Puchowy. Re-we-la-cyj-ny. Nawet peruwiański pies bezwłosy (Peruwian Inca Orchid Dog) by w nim nie zmarzł w środku zimy na biegunie. Pakuje się do woreczka po herbacie, i to bez wysiłku. Uff.
Irmina kupiła nowy śpiwór. Mój śpiwór przy jej śpiworze wygląda, jakby go wypluł hipopotam po dwudniowym przeżuwaniu, a potem przeszło po nim stado słoni. Chyba materiał inny. A cena ta sama. Hmmm... I pierze u niej się tak rozkłada, że śpiwór wygląda jak baleronik. A mój - jak pęknięty balonik. Ech... a już było dobrze.
No dobra.
Postanowiłem oddać nowy śpiwór do sklepu i kupić taki jak ma Irmina (tylko ładniejszy).
Pierwszy sukces jest. Nietrafiony śpiwór oddany do sklepu bez problemów. Idę kupić inny.
Drugi sukces w przygotowaniu. Tzn. takich śpiworów na razie nie ma i może będą za dwa tygodnie. Czyli na cztery tygodnie przed wyjazdem jestem w punkcie wyjścia - mam ciężki, niespakowywalny śpiwór z włosia z pluszowego łosia.
Inaczej mówiąc:
Mój aktualny śpiwór jest do niczego. Duży, ciężki, nie do spakowania do tej torebki po orzeszkach, która była do niego załączona.