Ha dzien jak codzien czyli:
- pobudka o 8:20 :-)
- nastepnie sniadanko - tutaj niestety sie nie popisali, bo bylo po jednej bulce, drzemik i owoce, dobrze ze jeszcze zostaly nam bulki z podrozy :-)
- krotki acz meczacy spacer po ulicach La Paz, 3600 robi swoje i przy niezlych gorkach jakie tutaj sa niestety musielismy robic przerwy we wspinaczce, szczegolnie ze to pierwszy nasz dzien na takich wysokosciach
- no i wlasciwa wycieczka po okolicy i samym La Paz, i tutaj bylo najbardziej stresujaco, bo na ulicy prawie nie ma znakow, linii rowniez za to wszyscy uzywaja klaksonwo, aby zasygnalizowac: nadjezdzanie, probe wymuszenia pierwszenstwa (choc trudno to nazwac wymuszeniem bo nie wiadomo kto ma pierwszenstwo), skrecanie, zatrzymywanie, ponaglanie innych bo wlasnie sie wypakowuja lub pakuja, nalezy dodac ze szerokosc ulic wydawaloby sie nie pozwala minac sie dwom autom, ale spokojnie czasami i trzeci sie miesci.
Na obiad udalo nam sie zapolowac na lame i nalewke z weza boa - dowody bede pozniej, ale okazala sie bardzo dobra i testujacy nadal jeszcze zyje