Ha dostalismy znowu interent, chyba po calym tygodniu braku pradu, wody i zasiegu do jakiejkolwiek cywilizacji.
Caly dzien jedziemy do Sajamy - najwyzszej gory Boliwi.
Ale przed wyjazdem oddalismy ofiare (z koki i spirytusu) Pachmamie - inaczej tutaj nie zaczyna sie podrozy, a juz takiej dalekiej to juz wogole.
Po dluzszym odcinku asfaltowym, wkraczamy na szutr i tak przez wiekszosc kolejnych dni.
Na miejscu czekaja nas comfort limitado, czyli zimo, baraki bez pradu, choc my mamy solar i akumulator w pokoju, brak wody, kibelek na zewnatrz i banda francuzow. :-)
jest super niebo cale gwiazdziste i do tego Sajama