Salar de Uyuni. Najwieksza solniczka swiata. Mniej wiecej 100 x 100 km. Kilkadziesiat tysiecy kilometrow kwadratowych soli, glebokosc do dwustu metrow. Wyschniete slone jezioro. Mozna jechac w dowolna strone - wszedzie podloze jest rowne, a inne samochody widac z kilku kilometrow. Wrazenie niesamowite - biel po horyzont. Lod? Sol?
Zatrzymujemy sie na srodku i robimy zdjecia. Wszechobecna biel umozliwia zabawe ze zdjeciami trickowymi - blizej/dalej, mniejsze/wieksze. Bawimy sie w najlepsze. Umberto przylacza sie do zabawy, robimy mu zdjecie, gdy stoi na glowie.
Zjezdzamy z jeziora do wioski Jirira. Hotel mial byc taki sobie, a tu luksusy. Pokoje z lazienka, wspolny prysznic, ale z ciepla woda, kuchnia z piecykiem. Bajecznie.
Wieczorem jedziemy 15 km w glab jeziora (jezioro to tylko nazwa - jedziemy po soli) na zachod Slonca. Jest surrealistycznie, trzaskamy zdjecia na wszystkie strony. Kolory niesamowite, wraz z uplywem czasu przejscia barw coraz ciekawsze. A nad nami Ksiezyc w pelni. Pijemy wino, stolik przywiezlismy ze soba.
Wracamy do wioski, gdzie czeka na nas trzydaniowa kolacja.