Chlopaki wstali o 4 i ruszyli w gore. Ja pospalam do 8 i tez ruszylam do Laguna Verde 9 km zeby zrobic im zdjecia.
Docieram tam po jakiejs 1,5 godzinie, niestety nie moge przekroczyc malej rzeczki o ktorej zapomnialam ze wczoraj przejzdzalismy jeepem
i nie moge dotrzec do miradoru na lepsze zdjecia.
Co godzine laczymy sie walki talki z Wojtekiem ale nie moge ich wypatrzec na scianie, robie zdjecia w ciemno moze potem znajdziemy juz na komputerze.
wracam na lunczyk do naszego schroniska i czekam dzielnia jak to kobieta na facetow.
Wracaja jako zdobywcy gdzies okolo 17. Umordowani strasznie ale jacy szczesliwi.
Jedziemy juz wspolnie na kapiel w gejzerach no i kolacyjka i ponownie zimna sypialnia.